Babcia. Miłość do życia.
Z dzieciństwa pamiętam kąpiele.
Babcia kochała wodę i luksus ciepłej wanny. Wanna była wtedy
ogromna, nie sięgałam z jednego końca do drugiego i mogłam się
pławić w niej jak ryba. Na półce stały pojemniczki z solą
morską. Miały kształt szyszki, a sól pachniała lasem albo
różami. Babcia wsypywała mi trochę tej soli do wody i cała
łazienka zaczynała pachnieć kąpielą. Tuż obok wanny stała
sofa, na której siedziało się dla towarzystwa. To była okazja do
pogadania, do opowieści. Na sofie leżało złożone wielkie
prześcieradło kąpielowe – miało pewnie ze dwa i pół metra
długości. Było grube i miękkie i można się było w nie zawinąć
w całości. Taka zawinięta i wykąpana już osoba truchtała do
pokoju, gdzie na łóżku leżała wykrochmalona pościel w kolorze
pistacji albo pudrowego różu. Pamiętam ten nieskalany moment
zanurzenia się w tej pościeli, moment szczęścia fizycznego,
którego w domu rodzinnym nie doświadczałam.
Babcia. To ona była dyrygentem
zmysłów. Jej życie składało się z wielkiej wojennej wędrówki,
porodów, śmierci i głodu. Nie wiem, czy się bała, bo nigdy nie
mówiła. Ale to milczenie nie wynikało z dzielności życiowej,
jakby powiedział Mann, a raczej z usuwania wszystkich niepotrzebnych
wspomnień za pomocą magicznego czyścika do pamięci. Wiem to i rozumiem, bo sama jestem w
posiadaniu takiego czyścika. Niestety czyści on nie tylko te złe
rzeczy - u mnie wyczyścił też całą wiedzę z dziedziny
matematyki. Trudno. Dam radę :)
Babcia nie pamiętała. Nie chciała
pamiętać. Cieszyła się światłem, powietrzem, ogórkami
małosolnymi. Rano czyściła cały dom, bo podłoga musiała
błyszczeć. Chodziła regularnie do fryzjera, malowała paznokcie. Kiedy zmarł dziadek, jej życie
emocjonalne zaczęło się na nowo. Nie potrafiła żyć nie
odczuwając. Nawet w wieku 70-ciu kilku lat.
Lubiła szampana i zagryzała go
kiszonymi ogórkami. Jadła chleb z cukrem. Kochała śliczne ciuszki
i tanią biżuterię. Pachniała Panią Walewską albo olejkiem
różanym. Zabierała mnie na basen, gdzie jadłyśmy lody, na które
rodzice nie chcieli mi pozwalać. Babcia zjadała loda Bambino na dwa
kęsy, a potem mrużyła oczy jak kot, który się przeciąga i szła
kupić nam jeszcze po jednym.
Kojarzy mi się z sokiem brzozowym,
który piłyśmy w Gruzji, z poziomkami i nasłonecznionym zboczem.
Ze zbieraniem grzybów. Była naiwna, tak jak ja. I tak jak ja
odradzała się jak feniks z popiołów. Nie myślała o tym, ile ma
lat. Podejmowała decyzje kierując się przeczuciem (bo nie była
to analiza), że życie jest jedno i warto chwytać piękne momenty.
Mam teraz 44 lata. Kocham wszystko, co
daje mi przyjemność i staram się nie pamiętać o złych rzeczach.
Zakładam tiulowe spódnice, noszę irokeza, a moja 6-cio letnia córka
mówi do mnie „Kobieto, opamiętaj się!”.
Babci już nie ma, ale zostawiła mi po
sobie przeczucie, że życie będzie takie, jakim go uczynimy. Nie odmawiajmy sobie przyjemności i
szaleństwa. Oddychajmy, jedzmy, pijmy i kochajmy. Bądźmy sobą.