poniedziałek, 13 lipca 2015

Anka pisze... o miłości do życia

Babcia. Miłość do życia.

Z dzieciństwa pamiętam kąpiele. Babcia kochała wodę i luksus ciepłej wanny. Wanna była wtedy ogromna, nie sięgałam z jednego końca do drugiego i mogłam się pławić w niej jak ryba. Na półce stały pojemniczki z solą morską. Miały kształt szyszki, a sól pachniała lasem albo różami. Babcia wsypywała mi trochę tej soli do wody i cała łazienka zaczynała pachnieć kąpielą. Tuż obok wanny stała sofa, na której siedziało się dla towarzystwa. To była okazja do pogadania, do opowieści. Na sofie leżało złożone wielkie prześcieradło kąpielowe – miało pewnie ze dwa i pół metra długości. Było grube i miękkie i można się było w nie zawinąć w całości. Taka zawinięta i wykąpana już osoba truchtała do pokoju, gdzie na łóżku leżała wykrochmalona pościel w kolorze pistacji albo pudrowego różu. Pamiętam ten nieskalany moment zanurzenia się w tej pościeli, moment szczęścia fizycznego, którego w domu rodzinnym nie doświadczałam. 

Babcia. To ona była dyrygentem zmysłów. Jej życie składało się z wielkiej wojennej wędrówki, porodów, śmierci i głodu. Nie wiem, czy się bała, bo nigdy nie mówiła. Ale to milczenie nie wynikało z dzielności życiowej, jakby powiedział Mann, a raczej z usuwania wszystkich niepotrzebnych wspomnień za pomocą magicznego czyścika do pamięci. Wiem to i rozumiem, bo sama jestem w posiadaniu takiego czyścika. Niestety czyści on nie tylko te złe rzeczy - u mnie wyczyścił też całą wiedzę z dziedziny matematyki. Trudno. Dam radę :) 

Babcia nie pamiętała. Nie chciała pamiętać. Cieszyła się światłem, powietrzem, ogórkami małosolnymi. Rano czyściła cały dom, bo podłoga musiała błyszczeć. Chodziła regularnie do fryzjera, malowała paznokcie. Kiedy zmarł dziadek, jej życie emocjonalne zaczęło się na nowo. Nie potrafiła żyć nie odczuwając. Nawet w wieku 70-ciu kilku lat. 

Lubiła szampana i zagryzała go kiszonymi ogórkami. Jadła chleb z cukrem. Kochała śliczne ciuszki i tanią biżuterię. Pachniała Panią Walewską albo olejkiem różanym. Zabierała mnie na basen, gdzie jadłyśmy lody, na które rodzice nie chcieli mi pozwalać. Babcia zjadała loda Bambino na dwa kęsy, a potem mrużyła oczy jak kot, który się przeciąga i szła kupić nam jeszcze po jednym.

Kojarzy mi się z sokiem brzozowym, który piłyśmy w Gruzji, z poziomkami i nasłonecznionym zboczem. Ze zbieraniem grzybów. Była naiwna, tak jak ja. I tak jak ja odradzała się jak feniks z popiołów. Nie myślała o tym, ile ma lat. Podejmowała decyzje kierując się przeczuciem (bo nie była to analiza), że życie jest jedno i warto chwytać piękne momenty.

Mam teraz 44 lata. Kocham wszystko, co daje mi przyjemność i staram się nie pamiętać o złych rzeczach. Zakładam tiulowe spódnice, noszę irokeza, a moja 6-cio letnia córka mówi do mnie „Kobieto, opamiętaj się!”.

Babci już nie ma, ale zostawiła mi po sobie przeczucie, że życie będzie takie, jakim go uczynimy. Nie odmawiajmy sobie przyjemności i szaleństwa. Oddychajmy, jedzmy, pijmy i kochajmy. Bądźmy sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz