piątek, 12 maja 2017

Dzień z życia Projektanta.






Ze specjalną dedykacją dla tych, którzy marzą o tym zawodzie i lubią projektować ubrania. :)


Jest 6:30 rano. Jednym ruchem ręki wyłączam budzik. Od razu zasiadam do sprawdzania maili. Natręctwo? Pracoholizm? Prawdopodobnie. Ale takie życie.
Dziecko do szkoły, kanapki, lista zakupów. Prędko, prędko, jak najprędzej.

O dziewiątej powinien pojawić się pierwszy post na Fejsie. Szybki rzut oka na pogodę - zimno, więc post o kapturach. A może o płaszczu Revolter? Albo o płaszczu sukiennym...Zajmę się tym za moment.
Rozczochrana docieram do łazienki, jednak w tym samym czasie dzwoni domofon. W pidżamie, na bosaka, biegnę i otwieram. Siódma rano. Idealna pora na kuriera!

– Co Pan ma dla mnie tak rano? – pytam ledwo przytomna.
– Paczuszkę, proszę pani, paczuszkę. – odpowiada z uśmiechem facet w żółtej koszulce.

Sprawdzam: zwrot towaru. Nie ma to jak dobry początek dnia...

Kieruję kroki z powrotem do łazienki. Może uda mi się chociaż uczesać. Ale świat mnie podgląda i wie lepiej, bo właśnie dzwoni telefon.
Pracownia. Zabrakło czarnego neoprenu na spódnice Revelka, a właśnie dziś mieliśmy je szyć. Rewelka. Zaciskam zęby i patrzę na zegar. Kwadrans po siódmej - za wcześnie na telefon do Uli, żeby kupiła belkę. Zapisuję zamówienie na kartce.

Przy okazji zauważam zabazgraną wczoraj kartkę. Zapomniałam, że muszę poprawić błąd w tabelce! Zanotowałam to sobie, a dziś oczywiście uciekło mi z głowy. Znowu spojrzenie na zegar i szybka kalkulacja – teraz albo nigdy. Potem już nie dam rady. Siadam więc i poprawiam.

Jednak gdy komputer jest już włączony, wylewa się na mnie dodatkowo cała masa maili i wiadomości:
„Dzień dobry, wczoraj dzwoniłam...”
„Czy mógłbym przesłać ofertę...”
„Czy mogę prosić o informację, jak przebiega realizacja...”

Aaaaa!!!!
Przebiegam oczami i czuję, że siły mnie już opuszczają. A przecież dopiero 7:45.
Jeszcze nawet nie zaczęłam!
Poprawiam tabelki, jednocześnie sprawdzając leżące na biurku zabazgrane kartki:
– Spotkanie o trzynastej.
– Napisać w sprawie pokazu mody.
– Odwołać sesję na plaży, bo za zimno.
Ósma wybija i wraca Marcin. W rękach ma reklamówki z zakupami. Z kolei ja nadal rozczochrana, ale chociaż ubrana. W tym momencie nie jesteśmy chwilowo małżeństwem, tylko współpracownikami, więc nie uśmiechamy się tak często, jak  o poranku.



Po chwili każde z nas wraca do swoich maili.
Siedzimy w sąsiednich pokojach, ale klikamy do siebie na Fejsie. Mniej słów - efektywniej i szybciej.
Maili w skrzynce ubywa, już tylko 94 nieotwartych. Uff...Jestem do przodu.
O cholera! 9:30! Zapomniałam o Fejsie! Prędko wrzucam posta o czapkach Hultajkach. Nie mija sekunda, jak zaczynają pikać wiadomości:

– Masz błąd w poście. Popraw. –Marcin pisze z sąsiedniego pokoju.
– Masz błąd w poście. Popraw. – to Ula, jeszcze z domu.

Poprawiam. Fatalnie, już zmniejszyłam docieralność do zainteresowanych o połowę. Masakra.
Dzwoni telefon.

-Nie wiem, czy mnie Pani pamięta? Dzwoniłem rok temu, w sprawie inwestycji.
Naprawdę? Niemożliwe, oczywiście że pamiętam! Jasna sprawa! Zaraz coś zainwestuję, proszę chwilkę poczekać! Sięgam właśnie po portfel!


Jest już prawie jedenasta - zaczynają spływać ubrania z pracowni. Trzeba je przejrzeć, posortować, popakować, wezwać kuriera. Dobrze, że nie jestem z tym sama. Mimo to doświadczenie nauczyło mnie, że powinnam wszystko nadzorować osobiście.
Dzwoni kolejny telefon.

– Hej, pamiętasz o naszym spotkaniu? – pyta Głos po drugiej stronie.
 Rany Julek! To już ta godzina???

Rzucam wszystko, bo muszę zrobić plan wrześniowego pokazu mody. Całą wizję mam w głowie, pozostaje to tylko ubrać w słowa. Dobrze, że tak szybko umiem pisać... :)
Siadamy – modelki, muzyka, światła, przestrzeń. Jeszcze promocja. Jeszcze wystawa. Zdjęcia potrzebne. No jasne, że potrzebne. Jeszcze format, jeszcze ramki.
Mija kolejna godzina. Jest czternasta i wtedy właśnie uświadamiam sobie, że nie zjadłam jeszcze śniadania. Już ruszam do kuchni, kiedy dzwoni wszechwiedzący telefon.
Jednak będę szczupła.

– Dzień dobry, chciałabym zapytać, czy można przymierzyć płaszcz Revolter przed zakupem?
– No niestety, mamy tylko sklep internetowy. – odpowiadam Głosowi.
– Ale ja nie kupię bez mierzenia! – odpiera niepokornie Głos. Myślę, chcę pomóc. Wymyślam.
– Niech Pani przyjedzie w dzień odbiorów osobistych. Zmierzy Pani i sprawdzi.



Chwila oddechu. Zapisuję na kartce, że klientka przyjedzie mierzyć Revolter we czwartek. I właśnie wtedy dzwoni następny telefon:

– Przypominam Ci, że we czwartek mamy sesję i trzeba załatwić na nią zegarek.
Super, Ula. Dzięki za informację. Zapomniałam zupełnie, że we czwartek klientka nie może mierzyć płaszcza. Moja wina. Dzwonię.Przekładam spotkanie.
Teraz załatwię zegarek. Nie – teraz zjem. Idę do kuchni. W tym samym momencie słyszę dzwonek do drzwi...


I tak da capo al fine, kochani...
A kiedy projektuję ubrania dla Hultaj Polski? W międzyczasie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz