czwartek, 21 maja 2015

Anka pisze... o życiu Hultaja Domowego

Życie Hultaja Domowego

Od zawsze nasza firma mieściła się w domu. Ze spokojnej rodziny o samotniczym usposobieniu staliśmy się nagle ludźmi o bardzo bogatym życiu towarzyskim. Codziennie nasz dzwonek rozbrzmiewa wielokrotnie, drzwi otwierają się i słychać „Tojaaa!” każdej wchodzącej osoby. Szumi czajnik, niezliczone kubki po herbacie, mięcie i kawie piętrzą się na blacie.


Pracujemy w dwóch pokojach – mnie przypadła sypialnia, a cała reszta firmy siedzi przy stole w kuchni. Rozłożone komputery, papierki, zeszyty, tabelki. Krzyczymy do siebie:

"Słuchaj, masz maila od tej Pani, która chciała wymienić spodnie?"
"Nie wiem, od jakiej Pani....Wyślij mi w tej sprawie maila!"
"Dobra, to wysyłam Ci maila!"

Na początku wydawało nam się to zabawne, ale z biegiem czasu rozmowy się skróciły do:

"Słuchaj, czy wiesz może...?"
"Nie wiem, zapytaj mnie mailem."

Najgorsza jest obróbka zdjęć. Piszę właśnie bardzo skomplikowanego maila w języku bardzo obcym, skupiam się, przygryzam język i nagle:

 "Słuchaj, możesz zerknąć?"

 No mogę, kurczę, mogę. Wstaję, idę. Patrzę na zdjęcie, które M. ściuboli od godziny, a on zadaje mi pytania, których nie rozumiem. Mówię, co myślę, on się wścieka, a ja wracam do swojego maila. Siadam na krześle...

"Możesz na moment?"
Aaaaa!!!! Wstaję, idę.

"A teraz? Zrobiłem, jak chciałaś."

Obraza. Patrzę, patrzę i patrzę i nie widzę różnicy. Mówię, że nie widzę. Obraza po raz drugi. Człapię do swojego kompa, siadam i...

"Możesz na moment?"

Ech. Praca z mężem. Wiadomo.

Zdjęcie w efekcie końcowym wygląda równie dobrze, jak na początku. Ale co ja tam wiem :)

Pakowanie targów to zabawa, która się nie kończy. Na początku zespół siedzi i bawi się we wróżki „Co tym razem zabieramy? Będzie ciepło, zimno? Spodnie, spódnice?” Decyzja zapada prosta. Zabieramy wszystko, bo wiemy, że jak zabierzemy spodnie, klienci będą pytać o spódnice, a jak zabierzemy spódnice, przyjdą sami amatorzy spodni.

Pakujemy. M. biadoli za każdym razem, że "tyyyyle tego", U. pakuje i się nie odzywa. Ja tłumaczę, że i spodnie i spódnice... Masa zabawy. Już po kilku godzinach spędzonych na dobrej zabawie w korytarzu piętrzą się pudełka i woreczki z ciuchami. Wszystko spakowane jest na duś, nie wejdzie już ani jedna czapka. I zawsze, naprawdę zawsze, ktoś odnajduje wtedy jeden zagubiony woreczek z czymś. Czymś, co koniecznie i niezbędnie powinno się z nami zabrać. Wszyscy patrzymy osłupiali na samotny woreczek i zawsze, naprawdę zawsze, ktoś zadaje to pytanie:

"A co to jest?"
"Ubranka" odpowiada U.

I starannie dopycha woreczek do innego woreczka. A potem to już pikuś – przenieść wszystko do samochodu, wygrać mistrzostwa w tetrisie upychając pudełka do bagażnika i jazda! Na targi.


J. pakuje zamówienia. Słyszę, jak szumi i szeleści torbami i klawiaturą. Jej dzień pracy przerywany jest rytualnym "O nieeeee!". Zawsze po tym zawołaniu następuje telefon.

"Pani Haniu, dlaczego spodenki w rozmiarze S są uszyte nie w tym kolorze?"

Słyszę szemranie w telefonie, a J. mówi wtedy:

"Ale proszę sprawdzać, Pani Haniu! Dobrze, na kiedy to będzie?"

Potem znowu szuranie i klekot klawiatury. A potem znowu "O nieee!", telefon i tak da capo al fine. Biedna J. :)

Tak mniej więcej, kochani, wygląda nasz dzień codzienny. Gadamy, pijemy herbatę, mamy swój wewnętrzny język z masą żartów. Czasem przeżywamy nerwowe chwile, czasem wzruszające. Jak każdy dobrany zespół.

Dziękuję Wam, drodzy moi, że jesteście w moim życiu. Bez Was mój dzień byłby taki pusty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz