środa, 14 czerwca 2017

Życie jak w Madyrycie, czyli pracuj w domu i ciesz się wolnością.


Przez lata całe mój plecak nie chciał się rozpakować. Plecak taki raczej figuratywny, bo najpierw był to plecak, potem już raczej walizka na kółkach.
Ale tak czy siak – zawsze spakowany. W środku kosmetyczka, latami uzupełniana w niezbędniki typu gumka recepturka, próbniczek balsamu oraz nowy zapach znanej firmy w mikroopakowaniu. Takie rzeczy przydają się podróżnikom. Bo byłam właśnie podróżnikiem.
Wędrowałam po różnych miejscach – raz było bardziej, raz mniej luksusowo. I w sumie byłabym nieszczera, gdybym powiedziała, że nie lubiłam tego.
Pomyślcie o cudowynym życiu hotelowym – człowiek wstaje, rzuca skarpety na podłogę i wychodzi na śniadanie. Śniadanie podane, wybrać sobie można, jajko na ciepło i na zimno z szykanami. A potem wraca człowiek do pokoju i – ta daaa! Magia. Skarpety zniknęły, a łóżko się pościeliło. Można się przyzwyczaić, prawda?

Ale nie ukrywam, że powroty do domu zawsze były wytęsknione. Czasem po kilku dniach, czasem po kilku miesiącach wspaniale było zrobić w domu pierwszy wdech i poczuć zapach bezpieczeństwa. Niby trzeba było zmywać i gotować. Oraz prać. Niby skarpetki nagle traciły magiczne właściwości i zawsze pozostawały tam, gdzie je człowiek rzucił, ale jednak była w tym taka radość, że często powtarzałam:

CHCĘ PRACOWAĆ W DOMU I NIGDZIE NIE WYCHODZIĆ

Uuuuu.. Zawsze bardzo ostrożnie trzeba wypowiadać życzenia, kiedy trzyma się w ręku magiczną lampę.....
Lub też, jak mówią Chińczycy – uważaj z wypowiadaniem życzeń, bo mogą się spełnić.
No i moje właśnie się spełniło.

Jeśli czytaliście artykuł Dzień z życia Projektanta, wiecie pewnie, że czasu mam faktycznie niezebyt wiele. Ale niebieskie niebo oglądam zdecydowanie rzadziej, niż ekran monitora.

Na początku, wiadomo. Nic tylko się cieszyć. Nie trzeba wstawać o piątej rano, żeby zdążyc na pociąg. Nie trzeba się pakowac i dokonywać skmplikowanych obliczeń czasowo klimatycznych, żeby zdecydować, jak się ubrać.
Można zostać w pidżamie. Kurier się nie obrazi.
Ale mijają miesiące i nagle zauważasz, że twój świat się kurczy. Wyprawa na bazarek po chleb urasta do rangi wydarzenia, a wyjście do kina jest już tak dużą okazją, że zaczynasz się zastanawiać, w co się do tego kina ubrać, jak już takie wyjście się kroi.
Znajomi się dziwią „No to wyjdź! Z mężem do knajpy wyjdź na przykład. Spędźcie chwilę razem!”. Ale my cały czas spędzamy razem!!! Czemu w tym celu mamy gdzieś wychodzić?
Teatr i kino są opcją, ale w tym celu trzeba by sprzedać własną progeniturę do schroniska chyba, więc pozostaje film i kieliszek wina. No a na taką okazję to można i w spodniach dresowych się wybrać...

A potem przychodzi taki dzień


po którym wiesz, że lepiej nie wypowiadać życzeń na głos.
Bym gdzieś pojechała. Do Radomia chociaż...

Pisała dla Was

Wasza Anka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz