Przez lata całe mój plecak nie chciał
się rozpakować. Plecak taki raczej figuratywny, bo najpierw był to
plecak, potem już raczej walizka na kółkach.
Ale tak czy siak – zawsze spakowany.
W środku kosmetyczka, latami uzupełniana w niezbędniki typu gumka
recepturka, próbniczek balsamu oraz nowy zapach znanej firmy w
mikroopakowaniu. Takie rzeczy przydają się podróżnikom. Bo byłam
właśnie podróżnikiem.
Wędrowałam po różnych miejscach –
raz było bardziej, raz mniej luksusowo. I w sumie byłabym
nieszczera, gdybym powiedziała, że nie lubiłam tego.
Pomyślcie o cudowynym życiu hotelowym
– człowiek wstaje, rzuca skarpety na podłogę i wychodzi na
śniadanie. Śniadanie podane, wybrać sobie można, jajko na ciepło
i na zimno z szykanami. A potem wraca człowiek do pokoju i – ta
daaa! Magia. Skarpety zniknęły, a łóżko się pościeliło.
Można się przyzwyczaić, prawda?
Ale nie ukrywam, że powroty do domu
zawsze były wytęsknione. Czasem po kilku dniach, czasem po kilku
miesiącach wspaniale było zrobić w domu pierwszy wdech i poczuć
zapach bezpieczeństwa. Niby trzeba było zmywać i gotować. Oraz
prać. Niby skarpetki nagle traciły magiczne właściwości i zawsze
pozostawały tam, gdzie je człowiek rzucił, ale jednak była w tym
taka radość, że często powtarzałam:
CHCĘ PRACOWAĆ W DOMU I NIGDZIE NIE
WYCHODZIĆ
Uuuuu.. Zawsze bardzo ostrożnie trzeba
wypowiadać życzenia, kiedy trzyma się w ręku magiczną lampę.....
Lub też, jak mówią Chińczycy –
uważaj z wypowiadaniem życzeń, bo mogą się spełnić.
No i moje właśnie się spełniło.
Jeśli czytaliście artykuł Dzień z
życia Projektanta, wiecie pewnie, że czasu mam faktycznie niezebyt
wiele. Ale niebieskie niebo oglądam zdecydowanie rzadziej, niż
ekran monitora.
Na początku, wiadomo. Nic tylko się
cieszyć. Nie trzeba wstawać o piątej rano, żeby zdążyc na
pociąg. Nie trzeba się pakowac i dokonywać skmplikowanych obliczeń
czasowo klimatycznych, żeby zdecydować, jak się ubrać.
Można zostać w pidżamie. Kurier się
nie obrazi.
Ale mijają miesiące i nagle
zauważasz, że twój świat się kurczy. Wyprawa na bazarek po chleb
urasta do rangi wydarzenia, a wyjście do kina jest już tak dużą
okazją, że zaczynasz się zastanawiać, w co się do tego kina
ubrać, jak już takie wyjście się kroi.
Znajomi się dziwią „No to wyjdź! Z
mężem do knajpy wyjdź na przykład. Spędźcie chwilę razem!”.
Ale my cały czas spędzamy razem!!! Czemu w tym celu mamy gdzieś
wychodzić?
Teatr i kino są opcją, ale w tym celu
trzeba by sprzedać własną progeniturę do schroniska chyba, więc
pozostaje film i kieliszek wina. No a na taką okazję to można i w
spodniach dresowych się wybrać...
A potem przychodzi taki dzień
po którym wiesz, że lepiej nie
wypowiadać życzeń na głos.
Bym gdzieś pojechała. Do Radomia
chociaż...
Pisała dla Was
Wasza Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz